Ultra Beskid Sport pobiegł ze sztafetą Odsieczy Wiedeńskiej *

Bieg Odsieczy WiedeńskiejSztafeta upamiętniająca 333. rocznicę Wiktorii Wiedeńskiej na trasie ze Szczyrku do Wiednia pokonała łącznie ponad 400 kilometrów. Wśród 300 biegaczy, którzy się przez nią przewinęli, był Radek i ja. Mamy tę satysfakcję, że jako UBS przebiegliśmy więcej, niż dziesiątą część historycznej wyprawy.

 

Trudne początki
Zaczyna się jak zwykle, czyli od runięcia programu. Pół godziny obsuwy przy starcie, godzina spóźnienia w Żywcu. Obiecałem, że przebiegnę trasę z Rychwałdu do Kalwarii Zebrzydowskiej, jakieś niespełna pięćdziesiąt kilometrów. Myślałem, że pobiegnie ktoś jeszcze. Okazało się, że nie ma nikogo poza mną. Start był zaplanowany na jedenastą. Koło osiemnastej mają czekać jacyś biegacze w Kalwarii. O dwunastej sztafety jeszcze nie ma w Rychwałdzie, więc podejmuję decyzję, że organizatorzy zostają, czekając na nią. Ja tymczasem jadę autem do Ślemienia. Parkuję przy Urzędzie Gminy. Wrzucam plecak: dwa litry oshee, snickers, rodzynki, daktyle, sezamki i jakieś ciastka. Odpalam zegarek i ruszam niebieskim szlakiem. Gubię go po dwudziestu metrach. Zdaję sobie z tego sprawę po kwadransie, stwierdzając, że znaki przede mną są zdecydowanie czarne. Nie ma sensu wracać. Idę na azymut, za własnym cieniem. Przecinam asfaltówkę z Żywca do Suchej Beskidzkiej i daję w las. Droga robi się coraz węższa, przechodzi w ścieżkę a ta zanika. Jakieś krzaczory, połamańce, grzyby-trujaki: dobre, zjesz takiego i do końca życia nie czujesz już głodu. Wreszcie dopadam zielonego szlaku, który prowadzi z Kocierza. Za chwilę pojawia się zgubiony wcześniej niebieski. Potem sprawdzam ślad i okazuje się, że dzięki pomyłce jestem jakiś kilometr do przodu. Od przełęczy pod Madahorą wchodzę na czerwony szlak, który prowadzi na Leskowiec. Czytaj dalej